Gęsta mgła, mrożący chłód i przeszywający wiatr. Górskie szlaki potrafią być niebezpieczne. Na tej trasie nie było widać nic. Na szczęście… wszyscy wrócili z Babiej Góry do domu.
„Jest jak jest” – trzy wyrazy, którymi można opisać klimat panujący na Babiej Górze. Wciąż zmienny i nieprzewidywalny, a momentami nawet niebezpieczny. Tu może spaść lawina, można zboczyć ze szlaku, spaść w przepaść i… zamarznąć.
Tu Babia Góra, zdradliwa „huśtawka nastrojów”
Matka Niepogód i Kapryśnica. Babia Góra to prawdziwa mieszanka wybuchowa i „huśtawka nastrojów”, tyle że tych pogodowych. Tu klimat możemy określić jednym zdaniem: „Jest, jak jest”. Nieważne, że na parkingu jest przejrzyście. W drodze na szczyt i tak może nas zaskoczyć mgła, dlatego wybierając się na Babią górę, musimy być gotowi na wszystko.
Zimą na Babiej Górze panują tatrzańskie warunki z zagrożeniem lawinowym. Ktoś może pomyśleć, że to żarty, ale tak właśnie jest. Kiedy pokopiemy głębiej w internetowym archiwum, dotrzemy do informacji jak „schodziły” tu lawiny, a nawet jak zamarznął tu turysta. Ponadto przy złej pogodzie takiej jak gęsta mgła ludzie się nawet… gubią.
Babia Góra wbrew pozorom nie jest prosta do zdobycia, o czym mówi już jej wysokość 1725 m.n.pm. Natomiast jej długość wynosi 10 kilometrów. Babia Góra to najwyższy szczyt w Polsce, wyłączając Tatry. Jedocześnie najwyższy w Beskidzie Żywieckim, bo to w tym paśmie leży. To również kolejny szczyt poza Turbaczem, który należy do Korony Gór Polskich. Nie bez powodu w XIX wieku Babią Górę nazwano Królową Beskidów. Jest nią zresztą do dzisiaj.
Czytaj też: Wojują z piaskami i idą pod wiatr
Którędy na Babią Górę, bo zgubiłam szlak?
Gęsta mgła, mgła i… mgła. Widać tylko białą zamieć unoszącą się w powietrzu. Gdyby nie ludzie, idący przodem, człowiek nie wiedziałby, gdzie postawić stopę. Nawet ziemię już coraz mniej czuć. Może zaraz pofrunę z wiatrem?
Mgła w górach to nie przelewki.Przede wszystkim gdy znajdujemy się w samym centrum tego pogodowego zjawiska. Do tego dochodzi jeszcze mroźny wiatr, który zamraża włosy i rzęsy. W pierwszej chwili mieliśmy zawrócić. To była kusząca myśl, zwłaszcza że moje płuca wysiadały. Później coś podkusiło mnie, by iść dalej, Jak to iść na Babią Górę i nie zdobyć szczytu?
Pierwszy odcinek trasy to była… bajkowa zima! Po „zaliczeniu” Sokolicy wszystko zaczęło się psuć. Klimat niemożliwie się zmienił. Na Sokolicy bajkowa sielanka, na Babiej Górze – walka o przetrwanie. Wyjście było z adrenaliną. Z kolei zejście, przerażające. Szłam tam, gdzie niosły mnie stopy. Nie wiedziałam, czy to właściwa droga, czy zła. Szłam, bo doskwierało mi zimno, a w oczach miałam wymalowany strach i łzy paniki. Myślałam, że jak zaraz nie zejdę, to zamarznę. Gdyby nie szedł ze mną mój chłopak, pewnie bym już dawno sfiksowała.
Nie wiem, ile minut upłynęło, gdy wreszcie wyszliśmy z mgły. Co najlepsze, teraz przez chmury przedostawało się słońce…
Babia Góra – wejście na własną odpowiedzialność
Na Babią Górę prowadzi kilka szlaków. Każdy z nich ma inny stopień trudności. My wybraliśmy najłatwiejszą i najkrótszą trasę, która zaczyna się w Przełęczy Krowiarki. Już sama przełęcz leży na niemałej wysokości, bo 1012 m.n.p.m. Na szczęście nie musimy się obawiać, tu się nie wychodzi, a wyjeżdża samochodem. Chyba, że ktoś chce się wybrać na dłuższy spacer.
Trasę zaczynamy na parkingu w Przełęczy Krowiarki. Zostawiamy samochód, kupujemy bilety wstępu i kawałek dalej już jesteśmy przy pierwszym drogowskazie. Czytamy informację, że wędrówka czerwonym szlakiem potrwa około 2,5 godziny. W związku z tym warto wyruszyć na szlak przed południem, żeby na spokojnie zdążyć, wyjść i zejść.
Wspinaczka zaczyna się zaraz po wejściu do Parku Narodowego. Ścieżka wiedzie pod górę, więc czeka nas kilkadziesiąt minut intensywnego wysiłku. Jeśli mamy duży zapas czasu, możemy robić od czasu do czasu przystanki. Choćby po to, by popatrzeć na piękno, które mamy przed sobą.
Przy dobrym tempie w 30 minut zdobędziemy pierwszy szczyt Babiej Góry, Sokolicę. To jednocześnie pierwszy punt widokowy i postojowy. Tu wyciągamy suchy prowiant i herbatę na rozgrzanie. Oprócz tego podziwiamy z daleka Zawoję i Policę.
Po wypoczynku nie zwalniamy tempa i uzbrajamy się w siły. Przed nami przedostatnie trudne podejście na… Gówniak. By go zdobyć, musimy stoczyć walkę ze schodami ułożonymi z kamieni. One też są zdradliwe. Łatwo można się poślizgnąć, rozbić kolano, a później kuleć przez kolejne tygodnie. Przeszłam przez to i nie polecam.
Po dojściu na Gówniak wydaje nam się, że to już koniec trasy. W sumie mogłaby się tutaj skończyć, jednak… ona prowadzi kawałek dalej. Na Diablak, gdzie zakończyliśmy wędrówkę.
Niezbędnik Babiogórskiego wędrowca
Na „kapryśnym” szczycie o zmiennym klimacie, musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Oto krótki niezbędnik Babiogórskiego wędrowca, który pozwoli nam bezpiecznie zdobyć szczyt. Do plecaka spakuj:
- termos z ciepłą herbatą
- suchy prowiant
- apteczkę
- zapasowe skarpetki
- odzież termoaktywną
- coś pod szyję
- zapasową odzież w przypadku zimna
Przed wyjściem oczywiście musimy założyć, najlepiej, odzież termowaktywną i wygodne buty. Dobrze, żeby się jeszcze nie ślizgały. Koniecznie, jeśli wychodzimy na szlak zimą, załóżmy nieprzemakalne spodnie np. narciarskie, a pod nie leginsy lub grube rajstopy. To samo tyczy się kurtki. Z racji tego, że raz prawie na Babiej Górze zamarzłam, dobrym pomysłem jest koc termiczny ratunkowy. Nie zajmie dużo miejsca, a w skrajnych sytuacjach nas poratuje.
Dobrego wędrowania! <3
Jeśli spodobał Ci się mój artykuł zapraszam na wirtualną kawę. Twoje wsparcie doda mi energii do dalszego działania i pomoże utrzymać bloga. Dziękuję 🙂